Każdy z nas ma inne strategie radzenia sobie ze stresem, a przecież takie przeciążenie sensoryczne to nic innego jak właśnie sytuacja stresowa. Choć reagujemy bardzo różnie, to zawsze wybieramy jedną z dwóch dróg: albo walczymy, albo uciekamy. Tak też mają dzieci, młodzież i osoby dorosłe z ASD, tylko że w ich przypadku wszystko jest bardziej, intensywniej, mocniej i częściej. Osoby neurotypowe rzadko doświadczają przeciążenia sensorycznego w tak skrajnej formie, w jakiej doświadczają go osoby w spektrum autyzmu. Myślę, że trudno to sobie nawet wyobrazić. Ale spróbujcie. Wyobraźcie sobie, że każdy z Waszych zmysłów w tym samym czasie jest bombardowany dużą ilością bardzo nieprzyjemnych bodźców. Siedzicie na bardzo niewygodnym krześle, tuż obok przejeżdża karateka na sygnale, z pobliskiego śmietnika dochodzi smród zepsutego mięsa, wokół latają bzyczące muchy, ktoś świeci Wam latarką prosto w oczy, szalik z owczej wełny drapie Was w szyję, w buzi macie kęs znienawidzonej potrawy, a w głowie wciąż słyszycie, jak Al Bano i Romina Power śpiewają „Felicita”. W sytuacji tak potężnego przeciążenia zwykle pojawia się adekwatnie intensywna reakcja, taka jak meltdown czy shutdown. Choć nadal jest to jedna z dwóch możliwych – walka lub ucieczka, ale… zdecydowanie bardziej, intensywniej i głębiej.
Shutdown kontra meltdown
Cóż to takiego meltdown i shutdown? Prawdopodobnie wszyscy, którzy mają w swoim najbliższym otoczeniu osoby w spektrum autyzmu, znają te dwa terminy doskonale. Niestety nie ma w języku polskim słów, które precyzyjnie tłumaczyłyby te dwa pojęcia z języka angielskiego. Meltdown i shutdown to dwie skrajnie różne reakcje na jakąś sytuację kryzysową, przeciążenie sensoryczne lub emocjonalne. Meltdown (z ang. melt – topić, down – w dół) jest uzewnętrznioną reakcją na tę trudną sytuację, której nie sposób nie zauważyć. Natomiast shutdown (z ang. shut – zamknąć, down – w dół) jest internalizacją emocji i przeżyć, zamknięciem, wycofaniem się, co z kolei bardzo łatwo przeoczyć. Czy któraś z tych reakcji jest lepsza od tej drugiej? To jedno z tych pytań, na które odpowiedź „i tak, i nie” może wydać się najbardziej zasadna. Bo przecież dużo zależy od perspektywy, z której na tę sytuację spoglądamy.
Kiedy targają nami emocje, rozterki, coś mocno przeżywamy, często słyszymy słowa: „Wyrzuć to z siebie”, „Wykrzycz tę złość”, „Nie duś tego w sobie”, „Wywal te emocje”. Teoretycznie wiemy, że chyba tak jest lepiej, niż trzymać w sobie nieprzerobione tematy, sytuacje czy emocje, bo wcześniej czy później pewnie same wyjdą i uderzą ze zdwojoną siłą. Ale z różnych powodów nie zawsze tak reagujemy. Oczywiście każdy z nas ma swoje własne sposoby na radzenie sobie w trudnych sytuacjach, różnie reagujemy na stres i w różny sposób działają lub nie działają u nas procesy samoregulacji. Kiedy ktoś w naszym otoczeniu płacze, krzyczy, miota się po pokoju, możemy spróbować mu pomóc, bo po prostu widzimy i słyszymy, że coś się dzieje, ponieważ uzewnętrznia swoje przeżycia.
Problem pojawia się wtedy, kiedy internalizujemy swoje emocje, nie uzewnętrzniamy ich, a właśnie „mielimy” i „przeżuwamy” wewnątrz siebie, nie dając tym sposobem żadnej informacji otoczeniu, że coś się z nami dzieje, mamy jakiś dyskomfort, coś nas niepokoi czy złości. Wszystko dzieje się w zaciszu naszych umysłów, a im więcej się dzieje, tym trudniej sobie z tym poradzić. Zarówno meltdown, jak i shutdown to niezwykle trudne sytuacje zarówno dla osób, które je przeżywają, jak i dla tych, które są tylko ich świadkami. Zawsze bow...
Dalsza część jest dostępna dla użytkowników z wykupionym planem