Skuteczny terapeuta integracji sensorycznej, czyli jak uniknąć terapeutycznych gaf

WARSZTAT TERAPEUTY

Choć było to dawno, bo ponad 20 lat temu, to doskonale pamiętam swoje pierwsze kroki, które stawiałam jako świeżo upieczony terapeuta integracji sensorycznej. Miałam olbrzymie szczęście pracować wówczas u boku wspaniałej terapeutki, która zawsze była na wyciagnięcie ręki i niezwykle chętnie dzieliła się ze mną swoją gigantyczną wiedzą i ogromnym doświadczeniem. Jestem jej za to niezmiernie wdzięczna. Gdy trzeba było, dodawała mi odwagi, innym razem poskramiała mój młodzieńczy wówczas entuzjazm. Uczyła cierpliwości, prowokowała do uważności, analizy i wyciągania wniosków. Dbała o to, by mniejsze i większe błędy, które przecież wszyscy popełniamy, nie stały się moim nawykiem. Pokazała, jak ważne jest, by nie popaść w rutynę, by od czasu do czasu zwątpić w swoje działanie, a przez to dać sobie czas i możliwość zauważania ewentualnych błędów, a co ważniejsze – naprawienia ich. Taki superwizor to skarb. Dziś sama jestem superwizorem i pełnymi garściami czerpię z tamtych doświadczeń.

am przyjemność współpracować z terapeutami zarówno w Polsce, jak i za granicą. Moje doświadczenie w tym zakresie pokazuje, że nie ma znaczenia to, czy jesteśmy młodzi, czy bardziej dojrzali, czy pracujemy od miesiąca, czy też od 10 lat, czy nasz gabinet jest w Warszawie, Kijowie, Taszkiencie czy Dublinie – wszyscy niestety często popełniamy podobne błędy. Bo przecież nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi. W dzisiejszym artykule chciałabym się pochylić nad takimi najczęstszymi „grzeszkami”, które często bywają przyczyną braku oczekiwanych postępów terapeutycznych, co z kolei pogłębia frustrację zarówno naszą, jak i rodziców naszych podopiecznych. Pomyślałam jednak, że nie chcę skupiać się na nazywaniu i wytykaniu tych „grzeszków”, ale na podpowiedziach, w jakich obszarach naszych działań ich szukać oraz na co zwrócić uwagę i o czym pamiętać, by mieć szansę ich uniknąć lub w porę je zauważyć i naprawić. Autorefleksja i umiejętność samodzielnego dostrzegania tych „grzeszków” jest absolutnie bezcenna i kluczowa, jeśli chcemy doskonalić swój warsztat terapeutyczny. Pragnę przy tym zaznaczyć, że w niniejszym artykule nie chcę skupiać się na tzw. technikaliach, czyli na samym procesie diagnozy i planowania terapii, a raczej pokazać bardziej holistyczny obraz procesu terapeutycznego. Relacja terapeutyczna, wnikliwa analiza zachowań dziecka, postawienie na jakość, a nie ilość, mogą okazać się naszymi kluczami do sukcesu.

Doceń wagę relacji terapeutycznej i zadbaj o nią

Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że mam lekkiego bzika na punkcie relacji terapeutycznej. Opowiadam o tym przy każdej nadarzającej się okazji, bo naprawdę uważam, że właśnie od relacji wszystko się zaczyna. To, jaką relację zbudujemy z naszym podopiecznym, ma olbrzymi wpływ na przebieg całego procesu terapeutycznego. Sięgnijcie pamięcią proszę do swoich szkolnych lat i przypomnijcie sobie Waszego ulubionego nauczyciela. Co takiego sprawiało, że właśnie tego nauczyciela najbardziej lubiliście, że to właśnie na jego lekcje głupio Wam było przyjść nieprzygotowanym, że pracę domową z tego przedmiotu zawsze staraliście się odrabiać? Sprawiała to właśnie relacja, jaką udało wam się zbudować. Nawiązanie pozytywnej relacji daje poczucie bezpieczeństwa, ułatwia wzajemne poznanie się, wpływa na efektywne uczenie się, umożliwia wyjście poza własną strefę komfortu, wyzwala inicjatywę i kreatywność oraz motywuje do działania. 

Co zatem pomoże nam budować tę pozytywną relację terapeutyczną? Poniżej przedstawiłam kilka wskazówek

  • Okaż dziecku szacunek 
    Okazywanie dziecku szacunku to podstawa budowania relacji opartej na zaufaniu, zrozumieniu i współpracy. Należy pamiętać, że szacunek to nie tylko słowa, ale przede wszystkim konkretne czyny i postawa, które pozwolą dzieciom poczuć się ważnymi ogniwami tej relacji. Co ja jako terapeuta mogę zrobić, by okazać dziecku szacunek?

    Po pierwsze, warto się przedstawić i przywitać. Wiem, że to może brzmi jak banał, ale realia są takie, że przy pierwszym spotkaniu zaledwie co trzeci terapeuta przedstawia się dziecku, które do niego przychodzi. Nie jest to poparte żadnymi naukowymi badaniami, ale bardzo skrupulatną obserwacją własną. Często przedstawiamy się rodzicom, a dziecku – naszemu pacjentowi – niestety już nie tak często. Ja zwykle po zamienieniu kilku słów z rodzicem lub rodzicami schodzę do poziomu dziecka i staram się od razu rozwijać tę początkowo cienką nić relacji. Zwykle mówię, jak mam na imię, próbuję nawiązać kontakt wzrokowy i jeśli dziecko jest werbalne, pytam o jego imię i czy wie, po co do mnie przyszło. Jeśli nie wie, to krótko i prostymi słowami mu to wyjaśniam. Jeśli dziecko jest niewerbalne, to bardzo się staram, aby zanim wbiegnie do sali terapeutycznej, po prostu mnie zauważyło i usłyszało moje imię. Zwykle w pierwszym kontakcie staram się nie narzucać kontaktu fizycznego, chyba że dziecko samo wyciągnie rękę lub będzie chciało przybić piątkę. Z czasem, podczas kolejnych spotkań, wspólnie wypracowujemy nasz własny sposób powitania. 

    Po drugie, niezwykle ważne jest, by dotrzymywać obietnic i nie oszukiwać dziecka. Niestety, jako terapeuci i rodzice robimy to zdecydowanie zbyt często, a przecież zaufanie ma być podstawą naszej relacji. Każdy z nas czuje się pewniej i bardziej komfortowo, kiedy mamy jasno określone zasady działania. Zatem kiedy już się z dzieckiem na coś umawiamy, to dotrzymujmy słowa. Niestety najczęściej nadwyrężamy zaufanie dziecka dokładnie wtedy, kiedy jest mu ono najbardziej potrzebne. Przyznajcie się teraz uczciwie sami przed sobą, ile razy zdarzyło się Wam umówić z dzieckiem, że jak zrobi konkretne zadanie czy ćwiczenie, to będzie mógł pobawić się swoją ulubioną zabawką, a następnie przeciągaliście zadanie tak długo, że kończyły się zajęcia i niestety nie było już czasu na zabawę? Albo umówiliście się z dzieckiem, że ma wykonać konkretne ćwiczenie pięć razy, po czym stwierdziliście, że w sumie to kolejne pięć da przecież radę? Jeśli już umawiamy się na coś z dzieckiem, niech będzie dokładnie tak, jak się umówiliśmy. A jeśli trudno nam dotrzymać obietnicy, to po prostu nie obiecujmy. Jako rodzice też często dajemy plamę na tym polu, opowiadając dziecku, że przykładowe pobieranie krwi czy zastrzyk nie będzie bolało, choć wiemy, że przecież jest inaczej. Dziecko też się o tym szybko dowie i kolejny raz w ogóle nie będzie chciało iść do lekarza czy na badania. Kiedy natomiast powiemy dziecku, że owszem, poczuje lekkie ukłucie czy szczypanie, które minie, zanim policzy do trzech, to będzie miało szansę przygotować się na to, co je czeka. Możemy też podpowiedzieć dziecku, jak my radzimy sobie w tej sytuacji i co ono może zrobić, by było łatwiej – może wziąć ze sobą ulubioną zabawkę, może nas trzymać za rękę, może słuchać swojej ulubionej muzyki itd.

    Takich przykładów, kiedy zwyczajnie nie jesteśmy fair wobec naszych dzieci czy podopiecznych, jest oczywiście znacznie więcej. Przyjrzyjmy się zatem temu, czy i my przypadkiem również nie jesteśmy częścią tej machiny drobnych kłamstw w dobrej wierze.
     
  • Nie ignoruj potrzeb i motywacji dziecka
    Potrzeby sensoryczne, motywacje i m...

Dalsza część jest dostępna dla użytkowników z wykupionym planem

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI