Terapia SI w pracy z dzieckiem z opóźnionym rozwojem ruchowym

WSPÓŁPRACA INTERDYSCYPLINARNA

Niniejszy artykuł jest pierwszym z całego cyklu praktycznych wskazówek, ale również i opisów przypadków terapii z użyciem integracji sensorycznej u dzieci z opóźnionym rozwojem ruchowym. Grupę tak różnorodnych dzieci bardzo ciężko jest określić jednym wyrażeniem, jednak myślę, że ostatecznie to określenie będzie najlepsze, ponieważ z taką diagnozą na skierowaniu początkowo przychodziła większość moich pacjentów. Dopiero dalsza diagnostyka wykazywała obecność takich jednostek chorobowych, jak: rzadkie zespoły genetyczne; padaczka (w tym również zespół Westa); dystrofia mięśniowa zarówno Duchenne’a, jak i Beckera, ale także obręczowo-kończynowa; spektrum autyzmu. Na przestrzeni całego cyklu artykułów chciałabym również opisać swoje doświadczenia terapeutyczne z dziećmi z przepukliną oponowo-rdzeniową, mózgowym porażeniem dziecięcym (MPD), zespołem Downa, porażeniem Erba, zespołem łamliwego chromosomu X, hipoplazją ciała modzelowatego.

Wskazana powyżej grupa dzieci to podopieczni o zwiększonych potrzebach wsparcia, a planowanie i realizowanie ich terapii jest wymagające, natomiast w zakresie efektów terapeutycznych czasem najwyższym możliwym do osiągnięcia poziomem jest 2 w skali GAS*.

GAS – Goal Attainment Scale, pięciostopniowa skala określająca spodziewany efekt tertapeutyczny. Przyznajemy 0, gdy efekt terapeutyczny jest taki, jakiego się spodziewaliśmy, 2 – gdy jest zdecydowanie lepszy, a -2 – gdy jest zdecydowanie gorszy1.

Są też przypadki, w których wal­czymy o utrzymanie obecnego poziomu sprawności pacjentów, szczególnie w chorobach postępujących. Jest to również grupa, która wywołuje silny lęk, szczególnie u młodych terapeutów integracji sensorycznej. W celu podjęcia efektywnej, ale i bezpiecznej pracy z dzieckiem o takich potrzebach trzeba mieć bardzo duże zaplecze wiedzy medycznej o jednostce, z którą się pracuje. Nie ukrywam, że moje główne wykształcenie – fizjoterapeutyczne w każdym z opisywanych przypadków pomogło mi najbardziej. Dzięki temu miałam pewność, gdzie i jak mogę ułożyć ręce na dziecku, żeby mu nie zaszkodzić. Czasem praca hands-on była potrzebna przez każdą minutę zajęć, czasem wymagane było tylko wsparcie w transferze na sprzęt terapeutyczny, taki jak hamak czy huśtawka. Jednak chciałabym się podzielić również wskazówkami do pracy z zakresu SI, gdy podstawowe wykształcenie terapeuty jest inne. Miałam przyjemność współpracować w zespole terapeutycznym z młodymi logopedami, psychologami i pedagogami, którzy często przychodzili do mnie po poradę, jak pozycjonować opisywane dzieci lub po prostu żeby przedyskutować, co dane dziecko lubi sensorycznie, który bodziec je wyciszy, żeby pogłówkować wspólnie, dlaczego to konkretne dziecko zachowuje się tak, a nie inaczej. Grupa dzieci, o których chcę pisać, to dzieci o największych trudnościach zarówno ruchowych (często nie poruszały się samodzielnie bądź możliwość samodzielnych ruchów była niewielka), jak i komunikacyjnych – często ich komunikacja kończyła się na wokalizacjach lub była bardzo subtelna, łatwa do przeoczenia, gdy nie słuchało się odpowiednio. Dzieci te wymagały licznych dostosowań, by móc uczestniczyć w życiu codziennym. Z moich obserwacji wynika, że dzieci te mają bardzo wyraźne dobre i złe dni, są często hospitalizowane (diagnostyka bądź planowane operacje) lub dużo chorują, mają dużą zmienność objawów (szczególnie dzieci z padaczką, z którymi ja miałam przyjemność pracować).

Budowanie relacji

Jeszcze zanim skończyłam kurs integracji sensorycznej, zauważyłam, że dzieci, które na co dzień rehabilitowałam, zachowywały się zgodnie z moim samopoczuciem. Jeśli przychodziłam do pracy szczęśliwa, to każde dziecko było radosne, chętnie współpracujące. Jeśli było mi smutno, to cały dzień u dzieci nie mogłam uzyskać takich efektów, jakich oczekiwałam. Jeżeli przychodziłam do pracy zła, to zdarzało mi się wracać z pogryzieniami. Później na kursie zostało mi wytłumaczone podłoże i istotność relacji w terapii SI. Dla każdego dziecka jest to ważny element, pierwszy, ale w grupie moich pacjentów było to szczególnie kluczowe. Komunikacja, poprzez swoją subtelność i nieoczywistość, utrudnia nawiązywanie stosunków. Bardzo łatwo można źle zinterpretować zachowanie dziecka, z którym mamy pracować. Nie jesteśmy pewni, jakie potrzeby ma w danym momencie. W celu uniknięcia pomyłki w tym obszarze udzielę pierwszej wskazówki: dajcie sobie czas. Poobserwujcie. Nawet jeżeli kończy się to tak, że pierwsze zajęcia w odczuciu własnym i rodzica spędzi się na „niczym”, to to „nic” jest w większości przypadków lepsze niż „cokolwiek”, zwłaszcza robione na siłę. Napisałam te słowa w cudzysłowie, ponieważ to nigdy nie jest nic. Dając dziecku czas, a co za tym idzie również i przestrzeń, pozwalamy mu zapoznać się z wrażeniami, które w tej chwili odczuwa: widok nowej sali (nawet pomimo występujących trudności wzrokowych), dotyk nowego podłoża, zapach nowego terapeuty, słyszalne, nowe dźwięki. 

Z moich obserwacji wynika, że u każdego na pierwszych zajęciach zmysły pracują na pełnych obrotach, próbując zorientować się, co się dzieje wokół. Jest to niezwykle ważny krok także dla diagnozy. Możemy przeanalizować, jakie bodźce dochodzą w danym momencie do dziecka. Mam nawyk naśladowania swoich dzieci, więc zdarzało mi się leżeć tak jak ono i rozmyślać o tym, co czuło. Na bazie tych obserwacji możemy stawiać hipotezy o profilu sensorycznym prezentowanym przez dziecko i na kolejnych zajęciach, w oparciu też o wywiad, sprawdzać ich słuszność. Jeżeli dziecko było spokojne p...

Dalsza część jest dostępna dla użytkowników z wykupionym planem

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI